W dzisiejszych czasach prawie każdy gdzieś coś publikuje. Jedni robią to na facebooku, inni na twitterze. Są i tacy, którzy do obnażania swojej prywatności wykorzystują portal "Nasza klasa". I wreszcie są tacy, którzy prowadzą blogi, czyli blogują,
Byłem przez chwilę na "Naszej klasie", ale jakoś nie pociąga mnie czytanie opisów pod zdjęciami dzieci moich koleżanek w stylu: "Aniu, jaki ten twój Kubuś cudny. Też bym takiego chciała. Na szczęście mam moją Zosię i ona też jest śliczna." Potem przeniosłem się na facebooka, gdzie - pomiędzy dokumentacją fotograficzną rozwoju pociech moich znajomych i postami o przypalonej zupie czy złamanym obcasie - można się czasami czegoś ciekawego dowiedzieć, znaleźć link do interesującego tekstu lub filmu, a czasami nawet - ale to niezmiernie rzadko - przeczytać coś mądrego, co nasi znajomi napisali osobiście, a nie skopiowali od jakiegoś pisarza czy poety. Jeśli chodzi o twittera, to zupełnie nie rozumiem jego działania, więc się nie ustosunkuję. Co jakiś czas tylko czytam: "X opublikował to i tamto na swoim twitterze." No ale gdzie przeczytać to, co ten X opublikował, to nie wiem, a tego już w tekstach nie podawali.
O blogu myślałem od jakiegoś czasu. Korciło mnie, żeby pisać to, o czym chcę i jak chcę. Nie, nie dla samego siebie. Chodzi mi raczej o to, że bez potrzeby uzgadniania czegokolwiek z wydawcą czy kolegami z redakcji. Poruszać problemy, które wydają mi się ważne nie tylko dla mnie, bez potrzeby zważania na politykę wydawniczą czy poprawność polityczną. Czy ktoś w ogóle będzie to czytał? Nie wiem - czas pokaże. W każdym razie tym, którzy zdecydują się tu zaglądać, życzę miłej lektury.